niedziela, 18 września 2016

Pierwsze dni w Anglii, bo komu w drogę, temu czas.

No, to znowu mnie poniosło.
Ładowałam rzeczy w walizkę, myślałam jak bardzo to było ekscytujące pierwsze dwa razy, a teraz to bardziej mi się nie chce, niż chce, przy pytaniu "a jak Ty w ogóle wpadłaś na to, żeby studiować za granicą", przepalały mi się kabelki w mózgu, bo to była decyzja tak naturalna jak i tańczenie do muzyki na przystankach autobusowych i wywalanie się o własne nogi. Nieunikniona. A przecież tak strasznie kocham Gdańsk.


Poszczęściło mi się tym razem, blisko mam do domu- leciałam bez przesiadki z Gdańska do Leeds, gdzie na lotnisku czekał na mnie Drużyna Powitalna w zielonych uniwersyteckich koszulkach. Ich praca polegała na wręczeniu przekazaniu pakietów informacyjnych (trzykrotnie podkreślając, że biała książeczka z najważniejszymi informacjami to "ta nudna część", ale "ta zielona z imprezami jest naprawdę kluczowa"), obgadaniu Drużyny Powitalnej uniwersytetu Leeds Beckett (jestem w tym kraju dziesięć minut, jesteś pierwszą mieszkanką którą spotykam i od razu wycierasz mi w twarz swoje uprzedzenia? UH)  i zamówieniu taksówki (którą szczęśliwie dzieliłam z inną studentką, a jeszcze szczęśliwiej mijałyśmy pasące się owce <3 )

I w ten sposób wylądowałam w Lupton Residence, akademiku dla ludzi z ograniczoną możliwością rzucania w siebie hajsem, moim nowym domu.

Mieszka w nim ponad 640 studentów/ek, podzielonych na 15 budynków, w każdym jest dziewięć pięciopokojowych "mieszkań" które dzielą łazienkę i kuchnię, a ponieważ zarówno drzwi do budynku, jak i do mieszkania otwiera się czipem przypisanym do naszych konkretnych kluczy pokojowo-skrzynkopocztowych, establishment dobrze wie kiedy wychodzimy, a kiedy wchodzimy. Jak jeszcze zorganizuję sobie kartę miejska, którą skanuje się przy każdym wejściu do autobusu, to... to nie wiem co, ale nie czuję się z tym ani dobrze, ani bezpiecznie.

widok z okna 1.
widok z okna 2. (w moim mieszkaniu dwa okna są tylko w jednym pokoju, jestem szczęściarą!)

Piątek, piąteczek, piątunio (16.09)
Przestrzeń w której się budzę jest jakaś taka nieoswojona, zajmuje mi chwilę, zanim się zorientuję gdzie co wylądowało w procesie rozpakowywania. Szamam co mam do szamania (a mleko sojowe w tym kraju kosztuje tyle samo co krowie, turururu, piękne to jest!) i odbywam pierwszą wycieczkę na Kampus, zakończoną odebraniem legitymacji, znalezieniem "tanich" sklepów z jedzeniem (i wszystkim innym), kończąc na targach klubów studenckich.

2013 w Marylandzie, w 2016 zostają Marylandki (?) ;) 

Na całym Uniwersytecie działa ponad 300 stowarzyszeń i klubów, w piątek wystawiona była tylko część z nich, zagadująca, zapraszająca, oferująca darmowe rzeczy i możliwość zapisania się na listę mailingową.

Czego oni tam nie mieli! Oprócz wszelkiego rodzaju sportów- od piłki nożnej, przez boks i karate, wodne polo i alpinizm jaskiniowy, po Quidditch (poważnie), przez tańce (hiphopy, swingi, brzucha, bollywood), ekologię, feministki, socjalistów, miłośników piwa, miłośników wina, dwa stowarzyszenia muzułmańskie (zapisałam się na listę do obu, a co), jedno chrześcijańskie, jedno katolickie, ze cztery różne magazyny uczelniane, grupę "Solidarni z Palestyną", kluby narodowościowe-ale-otwarte-na-wszystkich (Bangladesz, Indonezja, Cypr, Polska, Karaiby, Brunei, Ghana, Walia, Brytyjczycy-pochodzenia-chińskiego, etc etc), Kardiologię, Cyrkowców, Klub Operowy, Klub Komediowy, Medyczny Survival/Medycynę Dziczy (Wilderness Medicine), o LGBT+ nawet nie wspomnę.

Wieczorem w moim akademiku miała być noc pizzy i filmów, więc poszłam na pizzę, a gdy po półtorej godziny okazało się, że grają film z przemocą zmyłam się do domu.

Sobota (17.09).
Niecałe 48 godzin po przyjeździe miałam szansę wziąć udział w mojej pierwszej brytyjskiej demonstracji. Refugees Rally, skupiona na prawach uchodźców i imigrantów, była zorganizowana przez grupę kilku organizacji pozarządowych i studencki klub Amnesty International. Prowadzili zbiórkę pieniędzy, rozdawali naklejki, można było chwycić transparent, zdobyć przypinki, by następnie wysłuchać przemów i skandować hasła.


Przemawiający mówili o solidarności, o swoich doświadczeniach z pracy w "Dżungli", obozie dla uchodźców we Francji, o konieczności działania, o rasizmie i dyskryminacji. Poszłam tam, ponieważ uchodźcy oraz osoby imigrujące są dyskryminowane na każdym kroku. Przeszło mi przez myśl, by wziąć ze sobą polską flagę, jako zarówno zaznaczenie obecności Polaków po właściwej stronie barykady (nie cudzysłowuję tego nawet, pff), ale też dlatego, że ostatnio w Leeds napadnięto przedstawiciela Polonii właśnie ze względu na jego narodowość. Polska flaga została jednak zastąpiona w bagażu tęczową, poszłam więc z pustymi rękami robiąc sobie wyrzuty.

Niepotrzebnie. Kilkoro przemawiających odniosło się do ostatnich sytuacji, aktywistka Black Lives Matter ("Czarne Życia Mają Znaczenie"?) w swojej wypowiedzi mówiła o osobach czarnoskórych, uchodźcach i imigrantach, poświęcając dobre kilka minut na wyrażenie solidarności z polską mniejszością i nawoływanie do działania. Wzruszyłam się bardzo, po zgromadzeniu miałam szansę jej za to podziękować.

Organizatorzy mieli nawet przygotowane wydruki po polsku! (stoję zasłonięta łokciem)

A oprócz tego wykorzystuję wszelkie możliwe kupony, które dostałam w powitalnym pudełku w akademiku, jem pizzę za funta (zamiast za jedenaście), wybieram żelki, zgłaszam mowę nienawiści, łażę ogromne długości skąpiąc na autobus, wykipywuję kuskus i jem porządne obiady jak poważny i odpowiedzialny dorosły człowiek, którym przecież jestem.

(tyle szczęścia za totalnie darmo! #StudenckiePrzywileje)

2 komentarze:

  1. Ale super! Kocham Anglię odkąd pierwszy raz ją odwiedziłam i zazdroszczę z całego serduszka <3
    Dasz czadu!
    I napisz kiedyś, jak Ci się udało na te studia dostać i ile to kosztuje :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja za to czytam Twoje notki i aż mi serce rośnie!
      (I masz mnóstwo racji, postaram się bardziej doceniać, że mogę tu być, a nie wynajdywać problemy!)

      Planuję notkę kosztorystową za jakiś czas, gdy już osiądę i będę wiedziała co i za ile- na razie mam tygodniowy budżet jedzeniowo-sprawunkowy 30 funtów i się mieszczę (jedząc chyba najlepiej w życiu ;) ), ale dzisiaj zorientowałam się, że moje obowiązkowe podręczniki kosztują 40 funtów każdy i prawie umarłam.

      Co do dostawania się- to chyba dobry pomysł, żeby coś takiego stworzyć (chociaż widziałam podobne notki naokoło internetu)- jeżeli jednak osobiście potrzebowałabyś pomocy w aplikowaniu, dawaj znać!

      Usuń