wtorek, 6 października 2015

"OŚWIADCZAM, że moje widzenie obrazu rzeczywistości jest arcydziełem, jego treści i formy nie będę uzgadniał z nikim."- L. Przyjemski

Wybierając Kecskemet jako miejsce mojego rocznego pobytu kierowałam się głównie opisem projektu, ale brałam pod uwagę również położenie geograficzne- moje nowe miasto znajduje się niemalże dokładnie w centrum kraju. Gdzie lepiej można doświadczyć kultury jeśli nie w środku, będąc z każdej strony otoczonym Węgrami, Węgrami i Węgrami?
Do stolicy blisko, połączenia kolejowe są, połączenia długodystansowych autobusów lepsze niż dobre. Pogoda sprzyja, wstyd byłoby siedzieć w domu, szczególnie, że raczej wszędzie blisko.

I tak oto, palcem po mapie, został wybrany Segedyn (węg. Szeged). Trzecie pod względem ilości ludności miasto Węgier, położone na rzece Cisie, zaraz koło granicy z Rumunią i Serbią, nazwane "Miastem słońca", że względu na największą w kraju ilość słonecznych dni. I to trzeba im oddać, słoneczko grzało, miły wiaterek owiewał nam twarze, lody same się kupowały, lato w pełni!

Pierwsze co zrobiliśmy po przyjeździe, do znaleźliśmy mieszkanie naszego hosta z couchsurfingu. Przemiły gość zajmujący się zawodowo nauczaniem o środowisku na uniwersytecie, a hobbystycznie i z powołania pracą z romskimi dziećmi. Do tego okazało się, że jego dziewczyna dzień wcześniej wróciła ze swojego EVSu z Hiszpanii. Wolontariusze wszędzie? :)
Segedyn jako ośrodek miejski zaistniał już w XII wieku, ale  w 1879 w wyniku powodzi zniszczonych zostało prawie 6 tysięcy domów. Według przewodnika "odbudowało się we wspaniałej postaci" nie zapominając o wielu przypominających powódź pomniejszych pomnikach.
Tekst napisu próbowaliśmy rozszyfrować ze słownikiem, udało się tylko połowicznie. "Jestem węgrami, cośtam, rzeka."
Felix wyrywa laski


Przykład węgierskiej architektury sakralnej XX wieku, najbardziej znany zabytek miasta, niestety obecnie w remoncie. Udało nam się za to zobaczyć jak zegar po przeciwnej stronie placu wybija godzinę, nawiązując tym samym do średniowiecznych uniwersytetów w tym mieście. Ale uwaga! Godzinę wybija niepełną- my załapaliśmy się na kwadrans po dwunastej, spektakl dzieje się również chwilę przed osiemnastą :)
Zaraz koło katedry znajduje się również najstarsza budowla Szegedu, dwunastowieczna wieża, przerobiona na baptysterium (miejsce, gdzie chrzci się ludzi).
Zastanawia mnie, jaka jest oficjalna interpretacja tego pomnika, bo mnie głowy wpadły same niemiłe rzeczy. Ktoś, coś?  :)
Female power!
Przysięgam, że identyczny kościół jest nie tylko w Kecskemet, ale również w jednym z miasteczek, które mijaliśmy. I każdy jest (rzekomo) projektowany przez kogoś innego!

Śpiąc u obcych ludzi poznaliśmy również przemiłą Amerykankę, która uczyła angielskiego chyba w każdym możliwym kraju (w tym w Polsce) i od jakiegoś czasu tak sobie podróżuje po świecie, bo czemu nie? Jej fluidy zainspirowały mnie do kupna przewodnika po Węgrzech, powolutku planuję i zaznaczam karteczkami. Byleby tylko zimna nie przyszła za wcześnie! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz