wtorek, 7 lutego 2017

Wielka Brytania: Newcastle (upon Tyne)

Podróżowanie zimą jest dosyć specyficzne i raczej nie moje ulubione. Niezmiennie jednak ładuję się w nowe miejsca nawet wtedy, gdy rozum podpowiada, że najlepiej byłoby mi w domu pod kocem. I tak, niemalże pełny rok po tym gdy marzłyśmy razem w Wiedniu i piłyśmy ciepłe mleko w Budapeszcie, spotkałam się z Taz w jej rodzinnym Newcastle. Zima w Anglii jest jakaś mniej zimowa niż w Europie Środkowo-Wschodniej, co ani trochę nie przeszkadzało nam zmarznąć.


Miałyśmy do dyspozycji darmowy nocleg w hostelu organizacji w której działa Taz, w miasteczku obok Newcastle. I wiecie co? Był nad zatoką! Zupełnie niespodziewanie udało mi się napatrzeć na morze <3


Zupełnie przypadkiem weekend który spędzałam w Newcastle był "weekendem restauracji" i mogłyśmy najeść się po uszy za przystępną cenę. Razem z grupą znajomych Taz opychaliśmy się burgerami, a mi było tak wesoło jak potrafi być tylko w podróży, nawet jeżeli jest tylko weekendowa i to tego blisko domu. Świeżo po egzaminach (w piątek w południe zdawałam ustny arabski, wieczorem świętowałam w Newcastle), bez absolutnie niczego do przygotowywania na kolejny tydzień.

Newcastle i Gateshead to dwa osobne miasta rozdzielone wyłącznie rzeką Tyne, przez co Gateshead jest dosyć często traktowane jak część Newcastle. Jego najbardziej rozpoznawalnym miejscem jest wzgórze na którym stoi Anioł Północy (Angel of the North), mierząca 20 metrów i ważąca 200 ton stalowa rzeźba, przedstawiająca (chyba wyłącznie według Artysty) Anioła. Symbol to symbol, pojechałyśmy odhaczyć go na naszej liście turysty.

(czyżby dwie stalowe rzeźby nowoczesne na jednym zdjęciu? ;) )
Ja- w fioletowym płaszczyku na drugim planie- nie sięgam Aniołowi nawet do pół łydki.
Jedną z zalet spędzania czasu z "miejscowymi", czy to w mieście, czy w kraju, jest ich znajomość niemalże kultowych miejsc z jedzeniem. I tak, po wywołaniu zdziwienia faktem niezaznania pączków w jakiejś konkretnej sieciówce, zostałam zawieziona prosto do najbliższej kawiarni. Dostałam czapeczkę, bon na 12 pączków gratis, gdy za 12 zapłacę i, nie dajcie się oszukać tym niewinnie wyglądającym maleństwom, zasłodziłam się na cały najbliższy tydzień!


Newcastle dosłownie oznacza "Nowy Zamek". Co więcej, w centrum miasta znajduje się średniowieczny zamek, który... również nazywa się Nowym Zamkiem. To właśnie od niego miasto przyjęło swoją nazwę. To ta budowla sprawiła mi najwięcej frajdy- część otwarta dla zwiedzających jest prawdziwym labiryntem, w którym można zejść w wytyczonej ścieżki i zaplątać się w korytarzach trafiając na ukryte ciekawostki historyczne. 


Północ Anglii i jej południe różnią się od siebie diametralnie (niektórzy twierdzą nawet, że podział jest tak silny, że przypomina dwa różne kraje). Z perspektywy turystki, jedną z rzucających się oczy różnic jest postindustrialna brzydota północy, wynikająca z leżących tu złóż żelaza i węgla które pozwoliły na rozwój przemysłu ciężkiego (zanim się okazało, że surowce można pozyskać za taniej zniewalając pół świata). Północ ma swój urok, ale do pełnego zachwytu jeszcze mi daleko.

"Nurkowie. Uprasza się o bycie dyskretnym przy rozbieraniu się."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz