niedziela, 1 stycznia 2017

Okruchy 2016.

Zaletą świętowania Nowego Roku i urodzin tego samego dnia jest to, że tylko raz w roku siadam i dobitnie przemyśliwuję minione 12 miesięcy. Raz, ale dobrze, zamiast rozdrabniać się na drobne.

Patrząc na stan w jakim rozpoczęłam ten rok, nie pomyślałabym, że okaże się tak wartościowy, intensywny i najnormalniej w świecie przyjemny.

W styczniu wróciłam do Kecskemet z przerwy świątecznej, chociaż miesiąc wcześniej mój "mentor" przebąkiwał, że "szefowa nie będzie zadowolona, że bierzesz tyle wolnego". Na szczęście mój mózg dał radę totalnie zignorować zaczepkę i przez kilkanaście dni w domu wyszłam z letargu oraz poukładałam sobie kilka rzeczy w głowie. Próbowałam rozwiązać sytuację w miejscu pracy po raz ostatni, aż w końcu machnęłam ręką. Olgowe "Maria, Ty wcale nie musisz tam być" do dzisiaj dzwoni mi w uszach jak największy budzik świata. Na szczęście nigdy później nie potrzebowałam go aż tak bardzo.

W tym miesiącu udało mi się również zobaczyć Wiedeń i Bratysławę, oraz spędzić kilka pięknych dni w Budapeszcie.

W lutym, po miesiącach próśb, gróźb i błagań, ostatecznie rzuciłam Wolontariat Europejski. Nauczyłam się tam wielu rzeczy- pierwszy raz mieszkałam sama, stałam się asertywna, mniej naiwna, nauczyłam się walczyć o swoje i nie bać się nakrzyczeć na osobę, której nieudolność robiła mi krzywdę. Z perspektywy roku myślę też, że najważniejszą lekcją było odkrycie trudności opuszczenia przemocowej sytuacji- nie fizycznie (mogłam wskoczyć w najbliższy pociąg), ale właśnie mentalnie, emocjonalnie- pozbycie się poczucia, że jestem im coś winna, że przesadzam (doświadczyłam takiego gaslightingu, że do dzisiaj mnie telepie gdy o tym pomyślę), że może powinnam spróbować raz jeszcze było chyba najtrudniejszą rzeczą w moim życiu.


Marzec i kwiecień upłynęły pod znakiem intensywnej pracy aktywistycznej w organizacjach pozarządowych, mniej intensywnej nauce do matury, szkoleniu się, leczeniu duszy, czytaniu, piciu herbat, otwieraniu się na nowe znajomości i pomysły.


Maj przyniósł zakończenie zmagań z arkuszami maturalnymi oraz zwieńczenie największego projektu nad jakim kiedykolwiek pracowałam- Trójmiejskiego Marszu Równości 2016 oraz Tygodnia Równości.


W lipcu działałam przy Ratujmy Kobiety, zostałam Żywą Książką w Elblągu, pojechałam na Woodstock prowadzić warsztaty i być warsztatowaną oraz wzięłam udział w treningu dotyczącym Równości Płci w Armenii. Była to moja pierwsza wizyta na Kaukazie; oswoiłam się z nim i zdecydowanie planuję wracać!


W sierpniu szczecinowałam oraz wzięłam udział w kolejnym treningu, w ramach którego ponownie miałam szansę przespacerować się po Hamburgu oraz zobaczyć Berlin. Gościłam też znajomego amerykańskiego meksykanina w Gdańsku, dzięki któremu w końcu wzięłam udział w darmowym oprowadzaniu po mieście.

fot. Agata Skupniewicz
Wrzesień był protestacyjno-emigracyjny. Prawa kobiet nadal były zagrożone, ale mój udział w opozycji był krótkoterminowy- w drugiej połowie miesiąca wyjechałam do Leeds w Anglii by podjąć studia na kierunku Arabistyka i Rozwój Międzynarodowy.


Październik z listopadem były niesamowicie intensywne akademicko. Nauczyłam się bardzo dużo, zakumplowałam z moimi współlokatorkami oraz odwiedziłam Brighton (oraz przelotem Londyn i Sheffield).

W grudniu z przerażeniem stwierdziłam, że nie można się ruszyć z domu bez flagi, bo istnieje spora szansa, że będzie konieczność wzięcia udziału w spontanicznym proteście (chociaż drewniana łyżka i metalowy garnek dają radę). Spędziłam też moją pierwszą noc na lotnisku, odwiedziłam Toruń. Wydomowałam się i zebrałam energię na następny semestr zajęć w Anglii.


Plany na 2017?

Kuć. Zajmuje mi to masę czasu, ale podoba mi się, że robię to porządnie. Od lutego ruszamy również pełną parą ze studenckim Magazynem Praw Człowieka, do którego będę wybierać teksty.

Chciałabym jeździć więcej po Wielkiej Brytanii. Po egzaminach odwiedzam Taz w Newcastle upon Tyne, ciągle mam zaproszenie do oddalonego zaledwie o godzinę od Leeds Manchesteru. Kto wie, może jakimś cudem uda mi się nawet dotrzeć do Glasgow i Edynburga?

W kwietniu za to lecimy z Bułą do Grecji. To nasz pierwszy całkowicie niezależny i tak długi (chociaż tylko tygodniowy) wyjazd. Stres przekłuwam na planowanie; moja mama twierdzi, że nie dam rady spakować się wyłącznie w bagaż podręczny, więc mam też co udowadniać ;)

We wrześniu przeprowadzam się do Maroka. Hej, przygodo!

Chciałabym również poprawić tegoroczny wynik czytelniczy, który wynosi 20 książek (i tryliard rozdziałów literatury akademickiej).

Życzę sobie (i wszystkim, którzy rzucają tu okiem) roku, który będziemy wspominać z czułością. I oddolnej rewolucji, żebyśmy nie musieli już wychodzić na ulice.

<3 <3 <3

4 komentarze:

  1. Powodzenia! Mam nadzieję, że wszystko Ci się uda! Ja sama w zeszłym roku miałam tyle postanowień, że nawet nie dałam rady o nich wszystkich pamiętać, a co dopiero zrealizować. Toteż w tym roku uznałam, że tak dalej być nie może i skupiam się tylko na najważniejszych. W 2017 uczę się włoskiego i uczę się gotować. To zanim wrócę do Polski. A jak już wrócę to wiadomo - zbawiam świat, uczę się ile dam radę i uciekam na studia do Anglii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie takie listy średnio u mnie działają, więc stawiam na generalne ulepszanie siebie.
      Daj mi znać, jeżeli będę mogła Ci jakkolwiek pomóc z aplikacją na studia. Z przyjemnością to zrobię. :)

      Usuń
  2. jak bedziesz w Newcastle, to warto zobaczyc Angel of the North - z centrum jezdza autobusy co 20 min, wiec wyprawa nie powinna zajac wiecej niz 2 godziny, a rzezba jest niesamowita. ciezko zrobic zdjecie bo jest tak duza ze nie miesci sie w kadr :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tej rzeźbie już wcześniej, ale kompletnie wyleciała mi z głowy. Koniecznie postaram się ją zobaczyć, dziękuję!

      Usuń