Lata 60 XX wieku, głębokie południe USA.
Początkowo wydawać się może, że jest to historia czternastoletniej białej dziewczynki, która bierze nogi za pas i ratuje siebie oraz swoją opiekunkę przed niesprawiedliwym traktowaniem, więzieniem, czy może nawet śmiercią.
Jednak im głębiej w książkę, tym mniej cała opowieść kręci się dookoła Lily. Wprawdzie jest ona nadal główną bohaterką i narratorką, ale w pewnym momencie staje się jedynie pryzmatem, tubą, dzięki której inne postaci mogą wybrzmieć pełniej, której przemyślenia obnażają niedoskonałości ówczesnego systemu i wychowania.
Czarnoskóre kobiety (aż się prosi o użycie amerykańskiego terminu Women of Color), które są dla siebie jak siostry, dbają o siebie, troszczą się, razem pracują, odpoczywają, wspierają się, wierzą w siebie, skaczą za sobą w ogień, są silne, pracowite i oddane, a przy okazji mają w sobie wewnętrzną dobroć i ciepło, przedstawiona bardzo indywidualistycznie.
Sue Kidd zbudowała wiele szczegółowych, głębokich bohaterek (i bohaterów), które starają się osiągnąć swój cel pomimo niepowodzeń i trudności, nie tracąc przy tym poczucia wspólnoty. Czarnoskóry chłopiec pragnący zostać prawnikiem? Czemu nie, dodajmy do tego białego sojusznika, który robi wszystko, by młodemu pomóc. Kobieta poświęcająca swój czas wolontariackiej pracy w szpitalu? Idealnie pasuje. Choroba psychiczna, którą wszyscy akceptują i starają się zwalczyć miłością? Jest. Przestrzeń dla rozwoju i dojrzewania? Lepsza niż gdziekolwiek. Autorka przemyca wiele z treści które są niezmiernie ważne i aktualne nawet w dzisiejszym feminizmie, akcentując konieczność siostrzanej miłości pomiędzy kobietami.
Atmosfera rodzinna, pachnąca miodem (konsumpcja tegoż w moim życiu zwiększyła się dwukrotnie w trakcie czytania), bardzo wciągająca, a do tego przyzwoicie nieciężka.
Do tego nie omieszkam wspomnieć, że wiele z bohaterek grubo przekroczyło już wiek typowej protagonistki w literaturze i filmie w dwudziestym pierwszym wieku i waha się pomiędzy trzydziestym-którymś a pięćdziesiątym rokiem życia. (ekhem, ekhem, gloryfikacja młodości ORAZ whitewashing wychodzi jak słoma z butów w hollywoodzkim filmie na podstawie książki...).
I koniec końców, szczęśliwe zakończenie i duży uśmiech na twarzy przez całą lekturę.
Idealna do herbaty z miodem, herbatników z dżemem różanym i grubych, wełnianych skarpet. :)
To była pierwsza książka, z którą zapoznałam się w firmie audio booka. (Druga to "Weronika postanawia umrzeć". Nie było trzeciej.) I o ile samo słuchanie książek jakoś mnie nie przekonało, to dosłownie zakochałam się w "Sekretnym życiu pszczół". Nawet film w miarę mi się podobał - czytałam to już ładnych parę lat temu i oglądając go nie zwróciłam uwagi na "drobne" różnice wiekowe. :3
OdpowiedzUsuńAlbo ja po prostu jestem femminazi i w mojej nieprzychylności do Hollywood się po prostu czepiam :)
Usuń"Weronika postanawia umrzeć", moja pierwsza książka Coelho (i jedyna dokończona!), która na moją gimnazjalną mnie zdecydowanie dobrze wpłynęła :)
A twoją niechęć do audiobooków rozumiem- sama odkryłam jakąśtam w nich przyjemność dopiero w zeszłym roku, gdy moja droga na przystanek wiodła przez poligon przez ponad dwadzieścia minut. Więc słuchałam tylko tych, których rozdziały nie były dłuższe! ;) Jeżeli będziesz szukać czegoś takiego, co polecam "Amatorki" Elfriede Jelinek. A następnie przyjazd do Gdańska na spektakl Teatru Wybrzeże napisany na podstawie książki!