Reżyseria: Gabor Reisz
Węgry, 2014, 96 min.
Aron jest Węgrem przed trzydziestką. Skończył teorię filmu, w każdy następny poniedziałek planuje napisać książkę, nie ma ani stałej pracy, ani Eszter w czerwonym płaszczu.
Ma za to problem z umieraniem, obcymi włosami (lub ich brakiem) w odpływie wanny, staniem na palcach i rodzicami. Aron bardzo potrzebuje miłości, którą, jak mu się wydaje, obdarza Evę. Ale Eva, gdy orientuje się, że Aron tak naprawdę lubi swoje o niej wyobrażenie, z wielkim uśmiechem dziękuje mu za jego czas, co może wyjść Aronowi jedynie na dobre, bo Eva i tak nie ma czerwonego płaszcza.
Na dobre może wyjść mu również przeprowadzka do Portugalii, której ani nie planował, ani nie przemyślał, ani go na nią nie stać, a tak w ogóle to nie jest pewny, dlaczego nagle się przeprowadza. Zostawia jednak Budapeszt i leci, no bo co, YOLO.
Co dzieje się dalej (i wcześniej) zobaczcie sami. Wyszłam z kina niezmiernie usatysfakcjonowana, dawno żaden film nie spodobał mi się aż w takim stopniu; wybuchałam śmiechem, odnajdywałam kawałki własnego życia, zamyśliwałam się, rozpoznawałam pojedyncze słówka.
Wszyscy zostali w kinie aż do po-napisach końcowych. Na jakim jeszcze filmie ludzie naprawdę oglądają napisy końcowe!?
Na dobre może wyjść mu również przeprowadzka do Portugalii, której ani nie planował, ani nie przemyślał, ani go na nią nie stać, a tak w ogóle to nie jest pewny, dlaczego nagle się przeprowadza. Zostawia jednak Budapeszt i leci, no bo co, YOLO.
Co dzieje się dalej (i wcześniej) zobaczcie sami. Wyszłam z kina niezmiernie usatysfakcjonowana, dawno żaden film nie spodobał mi się aż w takim stopniu; wybuchałam śmiechem, odnajdywałam kawałki własnego życia, zamyśliwałam się, rozpoznawałam pojedyncze słówka.
Wszyscy zostali w kinie aż do po-napisach końcowych. Na jakim jeszcze filmie ludzie naprawdę oglądają napisy końcowe!?
Tytuł: "Timbuktu"
Reżyseria: Abderrahmane Sissako
Mauretania, Francja, 2014, 97 min.
Reżyseria: Abderrahmane Sissako
Mauretania, Francja, 2014, 97 min.
Timbuktu jest miastem w Mali. Językiem oficjalnym jest francuski, językiem sprzed kolonizacji Bambara, językiem nomadów Tuareg, a ponieważ większość mieszkańców wyznaje Islam, znany jest również Arabski.
Film pokazuje okupowanie Mali przez radykalnie islamskie bojówki powiewające czarną flagą, które przekręcając Koran na swój własny użytek zabraniały wszystkiego, nakazywały całą resztę, prowadziły ten zły rodzaj dżihadu i mordowały ludzi. Pokazuje życie rodziny hodowcy bydła, która jako jedna z nielicznych nie opuściła kraju, a ponieważ żyje poza miastem udaje im się zachować jako-taką niezależność w ubiorze i kulturze. Głowa rodziny wpada jednak w tarapaty i będzie sądzona według Szariatu.
Równolegle wytknięte zostają absurdy prawa koranicznego. Mocno zaakcentowana jest niezgoda społeczności lokalnej na nakazy i zakazy. Dzieciom nie wolno grać w piłkę, więc tylko udają, że ją kopią. Sprzedawczyni ryb krzyczy na uzbrojonych facetów, że co oni sobie wyobrażają, jak ona ma sprzedawać w rękawiczkach, w nosie z nimi wszystkimi, aresztujcie mnie jak chcecie! W nocy grana jest muzyka, słychać śmiech. Biczowana za śpiewanie kobieta w ramach buntu dalej śpiewa. Żaden z radykałów nie słucha imama, który poprzez dżihad rozumie walkę z własnymi słabościami, a momentami w swoim spokoju, sprawiedliwości i miłości przypomina papieża Franciszka.
Idiotyzm i całkowity bezsens próby wprowadzenia zasad i wartości głoszonych przez czubków od ISIS wychodzi na jaw, gdy okazuje się, że jeden z wyżej postawionych w hierarchii mężczyzn pali papierosy, co jest bezwzględnie zakazane, a grupa innych rozprawia, która drużyna piłki nożnej jest lepsza- Francuska czy Portugalska.
„Timbuktu” pozwala nam zmierzyć się z naszym własnym ograniczonym, stereotypowym myśleniem na temat kultury arabsko-afrykańskiej. Bo nagle okazuje się, że oni są tacy jak my, przytulają się, darzą dzieci „miękką”, bo okazywaną, miłością rodzicielską, w kieszeniach swoich sunn noszą smartfony, a dwunastolatka mieszkająca na pustyni „chodzi na zasięg”. Prowokowanie się do myślenia zawsze jest dobrym pomysłem, dlatego w erze Islamofobii gorąco polecam.
„Timbuktu” pozwala nam zmierzyć się z naszym własnym ograniczonym, stereotypowym myśleniem na temat kultury arabsko-afrykańskiej. Bo nagle okazuje się, że oni są tacy jak my, przytulają się, darzą dzieci „miękką”, bo okazywaną, miłością rodzicielską, w kieszeniach swoich sunn noszą smartfony, a dwunastolatka mieszkająca na pustyni „chodzi na zasięg”. Prowokowanie się do myślenia zawsze jest dobrym pomysłem, dlatego w erze Islamofobii gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz