W poszukiwaniu przetransportowaliśmy się do Hamburga, a że wagon z udogodnieniami dla osób z niepełnosprawnością był tragicznie oznaczony, pomyliliśmy go z wagonem do przewozu rowerów. I pomimo zapewnień Laury, że nie ma nic przeciwko, żebyśmy sobie poszli i grzali tyłki na miejscach dla ludzi, a nie przedmiotów, w myśl zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, jechaliśmy razem z nią.
Zwiedzaliśmy Hamburg pod kątem wielonarodowości, wielokulturowości, integracji i pracy u podstaw. Zaczęliśmy od dzielnicy St. Georg, która z getta mniejszości stała się multikulturalnym miejscem "do bycia", odwiedziliśmy (turecki) meczet (i kościół katolicki) w którym osoba ucząca się na imama wprowadziła nas w nie tylko w podstawy Islamu, ale również podzieliła się ogromną wiedzą dotyczącą integracji społeczności tureckiej w Niemczech (od Gastarbaiter'ów z pierwszego pokolenia, poprzez dzieci urodzone w Turcji i przeprowadzone do Niemiec z drugiego, po trzecie pokolenie urodzone w Niemczech, które Turecki zna praktycznie jako drugi język), opowiedziała o pracy z młodzieżą i grupami wykluczonymi.
Po spotkaniu w ramach zdrady narodu polskiego wciągnęłam tureckie niewytrzymanie słodkie ciastko w tureckiej knajpce ze sprzedawczynią z zakrytymi włosami i osobami ciemnoskórymi zatrzymującymi się tam na szybką, przed-meczetową herbatę.
Usłyszeliśmy perspektywę osoby ze środowiska imigranckiego, następnym przystankiem było wysłuchanie osób pracujących dla i z migrantami, osobami szukającymi asylu i uchodźcami- podzieleni na dwie grupy odwiedziliśmy dwa różne miejsca, ja odnalazłam się w kooperatywie organizacji zajmujących wielki budynek wyglądający z zewnątrz na squat (zamieszkamy na dziko). Oprócz opowiadania o swojej pracy (z przepięknym francuskim akcentem), usłyszeliśmy również w jaki sposób wykupując całą kamienicę od miasta, ta kooperatywa stara się zapobiec gentryfikacji. Cudowne były.
by Agata Skupniewicz |
by Agata Skupniewicz |
by Agata Skupniewicz |
Program wypadu był na tyle luźny, byśmy mogli spędzić kilka godzin robiąc to, na co mieliśmy ochotę, a nasze chęci różniły się bardzo- od wskoczenia do turystycznego busa, przez palenie sziszy, aż po spotkanie z Niemką, którą poznałam cztery lata wcześniej na tygodniowej licealnej wymianie.
Usiadłyśmy w gejowskiej dzielnicy pijąc indyjską herbatę, patrząc na wesoło machające do nas tęczowe flagi wystające z prywatnych balkonów i okien (pozostałość po poprzedniotygodniowej Paradzie Równości), na puby, apteki i sklepiki, które tęczę mają koło nazwy i to wdrukowaną na szyldzie, niemożliwą do zdjęcia (myślałam wtedy o tych dwóch miejscach dla osób LGBT+ w Trójmieście i o tym, jak bardzo starają się udawać heteryckie przestrzenie), dziwiąc się, jak w takim dużym mieście wszyscy znają starszą panią prowadzącą kawiarenkę i czytającą gazetę z koleżanką przed wejściem.
Czy wspominałam, że dzielnice gejowska i muzułmańska graniczą ze sobą? |
Przespacerowałyśmy się podziwiając Hanzeatyckość Hamburga (i jego podobieństwo do Gdańska), zapodziałyśmy się w drodze powrotnej (piękny ten Hamburg, oj piękny!) i już, już był czas na wyrażenie życzenia, żebyśmy się zobaczyły szybciej niż za kolejne cztery lata!
W krótkim czasie pomiędzy wycieczką do Hamburga a przeniesieniem treningu do Berlina, poruszyliśmy temat superróżnorodności (superdiversity), uczyliśmy się o prawach człowieka, wysłuchaliśmy wystąpień anty-rasistowskiego aktywisty, dziennikarza i obrońcy praw z Libii, prezentacji osoby szkolącej wolontariuszy Czerwonego Krzyża z kultury Islamskiej i Arabskiej (głównie z tego, że to dwie różne rzeczy) i gromadziliśmy argumenty i kontrargumenty za najpopularniejszymi obawami przed przyjmowaniem uchodźców.
by Agata Skupniewicz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz