W DOMU JESTEM.
Od lutego nie zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Po traumatycznych przeżyciach w Orbanistanie doceniam moje bycie w Trójmieście i cieszę się życiem. Wyszłam z ciemnego tunelu, trzasnęłam drzwiami, podziwiam ratusz na Długiej w późnych godzinach nocnych i chce mi się żyć.
Robię rzeczy. W tydzień tyle, co przez pięć miesięcy na EVSie.
Toleradotoleradotolerado, zorganizowałam Manifę, słuchałam wykładów, brałam udział w warsztatach antydyskryminacyjnych i innych, badałam się na HIV (bo mogę!), inspirowałam na Wymyślniku, wkurzałam się do granicy płaczu, a potem przekuwałam tę energię na działanie, gościłam osoby z wizyty studyjnej na spotkaniu informacyjne o Tolerado (przeżycie jedyne w swoim rodzaju, polecam), zdawałam egzamin, bywałam na rozprawach Kołakowskiej, oficjalnie sympatyzowałam z jedną z partii politycznych, kłóciłam się z autorytetami, chadzałam na wydarzenia, robiłam rewolucję, czytałam książkę od geografii. Matura napisana, dni równości zorganizowane.
Dobrze mi jest. Gap year najlepszą z możliwych decyzji, mimo 5 miesięcy spędzonych jak w letargu.
#Szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz