Reżyseria: László Nemes
Węgry, 2015, 107 min.
Po niemalże półrocznym pobycie na Węgrzech mam do tego kraju duży sentyment, którzy przejawia się chęcią zorganizowania sobie wycieczki nad Balaton i obowiązkowym oglądaniem węgierskich filmów pojawiających się w polskich kinach studyjnych. Po zdecydowanie pozytywnych wrażeniach z "Sensu życia" wybierając się na "Syna Szawła" miałam dosyć wysokie oczekiwania które, niestety, nie zostały spełnione.
Druga wojna światowa, obóz koncentracyjny. Kamera podąża za jednym z wyżej postawionych więźniów podczas jego pracy. W pewnym momencie więzień, Szaweł, przebywając w krematorium dostrzega ciało swojego (jak uważa) syna. I od tego momentu przez cały film robi tragicznie głupie rzeczy narażając na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, nie tylko swoich kumpli z baraku, ale również Bogu ducha winnych ludzi, w tym obozowego lekarza-więźnia. Miałam ochotę nim potrząsnąć, trzasnąć, gościu, nie rzucaj tej cholernej łopaty do jeziora, pogięło Cię, macie plan ucieczki, a Ty wszystko niszczysz. I może powinno mi być Ciebie szkoda, ale nie jest, bo nie rozumiem Twojego systemu wartości.
Z drugiej strony, tej, gdzie pomija się scenariusz i przedstawienie całości Polaków, ujęcia wewnątrz budynków i wąskich korytarzy były warte uwagi- wywoływały (zakładam, że) zamierzony efekt klaustrofobii, czuć było pot i smród niemytych ciał, ściany nachylały się ku widzowi przytłaczając go. Półmrok, bieganina, znój.
Potwierdza się, jakoby Oscary były nagrodą dla najlepszych filmów kategorii B.
Tytuł: "Dziewczyna z portretu" (ang. "The Danish Girl")
Reżyseria: Tom Hooper
Belgia, Dania, Niemcy, USA, Wielka Brytania, 2015, 120 min.
Pięknie zareklamowana, pięknie zrecenzowana, pięknie opisana.
Dziejąca się na początku XX wieku w Kopenhadze, gdzie małżeństwo młodych malarzy tworzy, chadza na przyjęcia i mocno się kocha. Unoszą się dwadzieścia centymetrów nad ziemią do momentu, gdy w ich związku pojawia się trzecia- Lily. Początkowo "wychodzi" tylko gdy Einar pozuje żonie desperacko potrzebującej żeńskiej modelki, potem coraz częściej, aż do momentu, gdy "zabija" Einara.
Tutaj rozpoczyna się mój problem z tym filmem. Okrzyknięto dosyć szybko, że porusza tematykę transseksualizmu i od pierwszego kadru cieszyłam się na trochę nieformalnej edukacji na tym polu.
I tak, główny bohater zdecydowanie przechodzi operację korekty płci, jednak ja przez całe dwie godziny marszczyłam brwi i szukałam lepszego określenia na jego stan. I o ile sam film jest wzruszający, poruszający, hollywoodzko-oscarowy, to moim (nie)skromnym zdaniem, nie opowiada o osobie transseksualnej, ale o osobie cierpiącej na osobowość mnogą.
Lily idzie z żoną Einara na przyjęcie, podczas którego Lily/Einar zdradzają swoją żonę. Następnego dnia rano budzą się, a Einar niewinnie pyta żony "jak bawiła się Lily?".
Sytuacje tego typu przewijają się przez cały film. Z domu wychodzi Lily, wraca Einar. Lily zdaje się mieć inne wspomnienia niż Einar, inne zainteresowania, inne ciągoty, inną orientację (a raczej tą samą- heteroseksualną, więc ukierunkowaną ku innym płciom).
W takim kontekście ostatnia operacja której poddaje się Einar/Lily jest jeszcze bardziej tragiczna, bo możliwe, że wcale nie konieczna.
Kreacja Alicii Vikander- filmowej Gerdy, żony Einara- kipi za to od subtelnych emocji, energii, buduje najbardziej wiarygodną postać. A postać, swoją drogą, jest aniołem i życzę nam wszystkich, a sobie przede wszystkim, takiej żony.
Tytuł: "Lobster"
Reżyseria: Yorgos Lanthimos
Francja, Grecja, Holandia, Irlandia, USA, Wielka Brytania, 2015, 118 min.
Ponarzekałam i przeżyłam cztery godziny oglądając filmy, które były niewiele więcej ponad OK, aż trafiłam na to cudo. Dreszcze przechodzą, trybiki w głowie pracują, dla takich filmów chodzi się do kin.
Dystopiczne społeczeństwo wymagające od obywateli życia w związku i łaskawie umożliwiające prowadzenie rytuałów godowych w hotelu dla singli przez okres pięciu tygodni, gdzie tworzą się związki oparte na mniej lub bardziej istotną cechę.
Po upływie czasu delikwenci, którzy nie znaleźli partnera zostają zamienieni w zwierzę, by w taki sposób doczekać końca swoich dni.
Tłumione emocje, okrucieństwo, śmiech przez łzy i krytyka naszego coraz bardziej zero-jedynkowego społeczeństwa.
TAK. TAK. TAK.
Nie wiem, czy to był Twój cel, ale zdecydowanie zachęciłaś mnie do obejrzenia "Dziewczyny z portretu". Myślę, że to może być ciekawy film, nawet jeśli nie jest do końca o osobie transseksualnej. I faktycznie, Lily/Einar ma cudowną żonę.
OdpowiedzUsuńReszta to chyba nie do końca moje typy, ale może kiedyś do nich dorosnę. :3
Pozdrawiam Cię ciepło i mam nadzieję, że cieszysz się, że wróciłaś do kraju. :D
O, koniecznie daj znać jakie masz wrażenia po filmie! :)
UsuńI strasznie się cieszę, że wróciłam! Jesteś świeżo po Manifie, którą pomagałam organizować, mam wypieki, robię rzeczy, żyć nie umierać! <3
[uwaga, spoilery do Syna Szawła]
OdpowiedzUsuńJa nieco inaczej interpretuję Syna Szawła.
Sądzę, że "robienie tragicznie głupich rzeczy" przez Szawła miało swój specyficznie pojmowany sens. W świecie, w którym żaden normalny sens nie ma już sensu, trzeba wbrew logice stworzyć sobie nowy. Uczciwie kierując się logiką żadnego sensu w sytuacji Szawła znaleźć się nie dało. Bo w czymże lepszy był "plan ucieczki" od szawłowej samonarzuconej misji pochowania syna (czy raczej przypadkowego chłopaka go symbolizującego)? Oba plany potraktowane realistycznie tak naprawdę nie dają nadziei i nie mają sensu, nieuchronnie prowadzą do śmierci, zagrażają życiu współwięźniów. W obu uczestnicy jedynie się okłamują, by nadać swojej egzystencji jakiś sens. Ale muszą się trzymać takich protez sensu życia, bo żaden prawdziwy sens nie jest już możliwy.
Rozmowy po ucieczce to moim zdaniem potwierdzają - uciekinierzy przekonywali sami siebie, że AK da im schronienie, da broń, ale tak naprawdę wcale nie uciekli, byli w sytuacji równie beznadziejnej jak w obozie, bez szans na dotarcie do pomocy, i gdzieś w środku zdawali sobie z tego sprawę i nawet nie próbowali kontynuować ucieczki.
Szaweł wymyślił sobie nietypową motywację do życia i się jej potem z uporem trzymał, ale w sumie w świecie obozowym każda motywacja była równie beznadziejna - i dla mnie to o tym jest ten film.