piątek, 6 stycznia 2017

Toruń. W mieście pierników i Kopernika.

Ostatnie trzy miesiące były niesamowicie edukujące i akademicko rozwojowe, jednak raczej mało ekscytujące. Ze względu na ograniczone zasoby (przede wszystkim czasowe; bilet na autokar można tutaj kupić taniej niż wejściówkę na imprezę, a ja przecież nie imprezuję) nie zobaczyłam tyle Wielkiej Brytanii ile bym sobie życzyła. Zaklęta w trójkącie Dom-Uniwersytet-Szkoła uświadomiłam sobie, że przez dobry miesiąc nie zawitałam nawet w centrum Leeds, nie mówiąc o wyjeździe gdziekolwiek.

Jeszcze chwila i od siedzenia domu wybuchłaby mi głowa.

I głównie przez wzgląd na akurat weekendowo-wypadową odległość od Gdańska padło na cudownie świąteczny Toruń. Wynajęliśmy pokój na przystrojonej lampkami starówce, skąd doskonale słyszeliśmy kościelne dzwony wygrywające kolędy oraz... okrzyki KODowej demonstracji. Rozważaliśmy przez chwilę dołączenie, tak dla aktywistycznej zasady, ale był piątek, było zimno i zmęczenie, więc postanowiliśmy poprzewracać się z boku na bok i nadrobić miesiąc niewidzenia się twarzą w twarz. Pożałowaliśmy tego następnego dnia rano, gdy po połączeniu się z wifi dotarł do nas powód demonstracji.

Spacerowaliśmy po mieście podziwiając jego przytłumioną przez mgłę urodę, marznąc, kupując upominki krewnym i znajomym królika, wyrzucając sobie brak udziału w zrywie narodowym poprzedniego wieczoru...


...aż natknęliśmy się na skandującą partię Razem i osoby z KODu, z którymi mogliśmy odkupić winy dnia poprzedniego.


Ze uspokojonymi (ale zdecydowanie nie spokojnymi) sumieniami kontynuowaliśmy samolubną i niewaleczną część weekendu, a z tryskającą optymizmem i wiedzą Agatą nie sposób było chodzić głodnym lub znudzonym. No, i wiem teraz, że "Turyści kupują pierniki w Toruńskim Koperniku. Toruńczycy kupują pierniki w sklepach spożywczych".


W Toruniu z łatwością można trafić na stare kamienice i szyldy z okresu drugiej wojny światowej. 


Ostatniego dnia pobytu zmęczeni zimnem postawiliśmy na muzea. Zaczęliśmy od Domu Kopernika z którym wiązałam duże nadzieje. Zwiedzenie zajęło nam niecałą godzinę i wywołało raczej zawód, niż zachwyt. Poza kilkoma pokojami stylizowanymi na historyczne wnętrza muzeum zapewniło jedynie zbiór kiepsko opisanych, wyglądających na przypadkowe przedmiotów.


Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu Kamienica pod Gwiazdą w której można podziwiać sztukę Dalekiego Wschodu szczególnie Japońską i Chińską. Latem otwarty jest również ogród na tyłach kamienicy, w którym można się przespacerować i odpocząć. Tym razem ograniczyliśmy się wyłącznie do wystawy stałej.

Właśnie dlatego w naszej relacji zdjęcia robi głównie Buła. 

W Toruniu nie spędziliśmy dużo czasu i czuję pewny niedosyt. Miasto brzęczy życiem, jest pełne małych kawiarenek i restauracyjek, może pochwalić się obszerną i pełną legend starówką, ma swój jedyny i niepowtarzalny klimat. Zdecydowanie polecam na krótszy lub dłuższy wypad. Od razu ostrzegę jednak: przy dojazdach w dalsze części miasta używajcie autobusów, one nie serwują co przystanek cytatów, których nie powstydziłby się sam Paulo Coelho. ;)

1 komentarz:

  1. Jeju, Toruń! Chyba nigdy mnie tam nie było - muszę się wybrać. Cieszę się, że dalej Ci dobrze <3

    OdpowiedzUsuń